Dopiero od paru lat mam przyjemność być rodzicem.
Długo czekałam na spotkanie mojego wspaniałego męża (ale warto było!). Potem oczekiwanie na upragnioną ciążę… rodzi się dziecko… parę lat później drugie… i jestem rodzicem :-).
Dzieci się rozwijają, zaczynają mieć swoje zdanie, myśleć samodzielnie.
Cały czas dzieci czerpią z tego, co my do nich mówimy, analizują, uczą się. Jako rodzic bardzo staram się o to, aby mój przekaz niósł wartość.
Pewnego dnia okazuje się jednak, że wartości nie tylko płyną z rodzica do dziecka, ale i odwrotnie.
Dzieje się tak, kiedy nieoczekiwanie pewnego dnia słyszysz, jak Twoje dziecko mówi do Ciebie silnym głosem Twoją własna kwestię, której nadało swoją zupełnie nową dla Ciebie wartość.
Parę dni temu mój syn wylał mi zupę.
Podszedł do talerza i przewrócił go ze słowami:
„Już nie masz zupy.”
Zdębiałam.
Skąd ten pomysł? Skąd takie niegrzeczne zachowanie? Jak mógł tak nieładnie mnie potraktować? Co więcej, nie zamierzał mnie nawet przeprosić. Żadne tłumaczenie, że byłam głodna i miałam ochotę na tę zupę, nie skutkowało. Zacięcie dziecka trwało do następnego dnia (zwykle szybciej topnieją lody…). Wtedy usłyszałam słowa, które dały mi wiele do myślenia.
Powiedział mi:
„Mamo, ja Ci wszystko wyjaśnię. Popatrz na mnie i posłuchaj mnie teraz, proszę!”
(„Proszę” dodałam od siebie, bo mój synek ma teraz etap nielubienia „proszenia”). Potem opowiedział mi, jak chciał się ze mną pobawić a zupa stała mu na przeszkodzie. Więc ją usunął, bo nie lubi czekać.
Pierwsze dwa zdania to moja kwestia, którą „masakruję” dzieci, kiedy chcę im coś wytłumaczyć, co moim zdaniem jest ważne i ma wpływ na ich właściwy rozwój.
Oznacza to, że, pomimo niejednokrotnie braku chęci dziecka słuchania mojego przekazu, jednak moje słowa do niego trafiają i je zapamiętuje.
Warto więc mówić do dzieci nawet w sytuacjach, kiedy sądzimy, że nas nie zrozumieją, że coś jest za trudne. One idą swoją drogą ale to my, rodzice, jesteśmy ich żaglami i to na nas spoglądają, aby móc popłynąć w dobrym kierunku.
Chciałam jednak skupić się na drugiej części wypowiedzi, która wnosi dla mnie zupełnie nową wartość, nie ze względu na bardzo nieładne zachowanie ale ze względu na tłumaczenie tego zachowania.
Dziecko usunęło ze swojej drogi przeszkodę, bo nie lubi czekać.
Uświadomiłam sobie, że żyjemy w czasach pośpiechu. Rano mówimy:
„Obudź się, bo musimy szybko iść do przedszkola!”, „Ubierz się szybko!”, ”Rozbierz się szybko!”, ”Umyj szybko rączki!”
Całymi dniami karmimy dzieci słowami: „szybko”, „pośpiesz się”.
Mam świadomość, że dzisiejsze czasy nie robią nam przysługi w tym względzie. Sami ciągle dążymy do zaoszczędzenia trochę czasu na jednej czynności w imię innej czynności.
Zauważyłam, jak często spoglądam na zegar. Uświadomiłam sobie, jak wiele zegarów mnie otacza.
Oto ranking zegarów w moim domu:
- Salon: 2 szt.
- Pokój biurowy: 3 szt.
- Sypialnia: 2 szt.
- Kuchnia: 3 szt.
(Do tego dwie komórki i dwa komputery… a, i klasyczny zegarek na rękę: sztuk 1.)
Razem 15 szt. różnego typu urządzeń, które liczą czas. Nie wspomnę już o zegarze z pobliskiego kościoła, który przypomina delikatnie o każdej minionej godzinie od 6 do 22 (półgodzinie też 😐 ).
W takim otoczeniu organizm człowieka wpasowuje się w rzeczywistość opartą na nieubłaganym upływie czasu. Łatwo można zagubić w wyścigu z czasem jedną ważną rzecz: radość wykonywania niektórych czynności, np. radość jedzenia w imię przyjemności a nie zapchania żołądka, radość jechania samochodem w imię prowadzenia pojazdu a nie sprawnego przemieszczania się (sprawnego = szybkiego).
Czynności, które muszę codziennie wykonać, jest zbyt wiele a ograniczony zasób czasu nie jest w stanie ich ogarnąć. Coraz więcej wymagamy od innych, coraz więcej wymagamy od siebie.
Dążymy do ciągłej optymalizacji. Wykonujemy kilka czynności w tym samym czasie.
Robię rzeczy byle jak, byle szybko, żeby móc pójść dalej i robić kolejne rzeczy byle jak (tu ukłon do mojego męża, który twierdzi, że niedokładnie zmyłam naczynia…).
Pewnego dnia staje przed Tobą mały człowiek i uświadamia Ci, że nie lubi czekać.
Ja dziękuję bardzo mojemu synkowi za te słowa (nie za wylanie zupy… 🙁 ).
W ten weekend nie będę już ścigać się z czasem, lecz podążę spokojnie w imię odrobiny luzu i radości spędzenia CZASU z moimi bliskimi.
Życzę Ci równie miłego weekendu.
Pozdrawiam piątkowo!
Sabina
Dzisiejszy świat jest w ciągłym biegu. Ja nie mam dzieci, jestem już dorosłą córką niedługo planuję wesele ale z rodzicami nie umiem rozmawiać wogóle a jeśli już zaczynamy jakąś dyskusję to zawsze ja poddaję się trzymam to w sobie. Nie mam zawsze racji ale wydaje mi się że często mam ale Oni twierdzą że są nieomylni i podnosząc głos ja się poddaję!!;( Wiem że robię źle ale jeszcze zniosę to wszystko przez te kilka miesięcy!! Mam nadzieję że zaczną szanować moje zdanie. Przez 24 lata nie nauczyli mnie przez ciągłe zabieganie rozmawiać. Uczę się tego sama;)
Aguś, czasami już tak jest, że uczymy się porozumiewać dopiero, kiedy jesteśmy daleko od siebie. Rozmowa w życiu każdego człowieka jest bardzo ważna, ale ma sens tylko wtedy, gdy drugą stronę traktujemy na równi ze sobą, nawet jeżeli ma 4 lata, jak mój syn. Życzę Ci wszystkiego dobrego w małżeństwie i mnóstwa dobrych rozmów.