Poznań, 30 kwietnia 2015 roku, godzina 08:30. Opuszczam kwaterę i kieruję się w stronę Stadionu INEA. Wybrałem drogę przez Lasek Marceliński. Pół godziny spaceru w towarzystwie szumu drzew i śpiewu ptaków. Za 90 minut rozpocznie się Życie Bez Ograniczeń, wydarzenie, którego kulminacją będzie wystąpienie Nicka Vujicica.
Podążając leśną dróżką, cofam się myślami wstecz, do momentu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Nicku. Był to 16 kwietnia 2011 roku, podczas Konferencji Czas na E-Biznes, dokładnie 4 lata temu. Początkowe wzruszenie jego historią (urodził się bez rąk i bez nóg) zastąpiło inne spostrzeżenie: ten człowiek przez cały czas się uśmiecha, w każdej scenie z jego udziałem, gdy opowiada swoje historie, widać w nim radość życia i spełnienie.
Źródłem tej siły jest jego mocna wiara. W jednej z wypowiedzi opowiada on o swojej prywatnej rozmowie z Bogiem, po której odnalazł swój cel i zaczął go realizować. Dziś inspiruje miliony ludzi na świecie, przynosi wiarę, nadzieję i miłość.
Dlatego wraz z żoną Sabiną nie wahaliśmy się z decyzją o promocji “Życia…” wśród znajomych, na naszych stronach i wśród Suskrybentów “Onej” ani przez chwilę…
:: :: ::
“Posłuchaj, jesteśmy w lesie, a jednak słychać szum miasta.”
To moja siostra, która mi towarzyszyła, wychwyciła spoza odgłosów lasu specyficzny hałas.
“To nie miasto, to stadion.” – wyszeptałem.
Nagle las się skończył i naszym oczom ukazała się w oddali arena dzisiejszego spektaklu:
Faktycznie, im bliżej stadionu, tym wyraźniej zaczęły z jego strony dobiegać do nas dźwięki.
“Jak orkiestra strojąca instrumenty przed koncertem” – pomyślałem.
Było krótko po 09:00, parking przed stadionem był już wypełniony samochodami a wciąż wjeżdżały nowe, można było zauważyć rejestracje z każdej części Polski. Grupki ludzi stały w kolejce do wejść.
Wewnątrz panowała świetna atmosfera. Tysiące ludzi wypełniało stadion, przy dźwiękach muzyki oczekując na rozpoczęcie niesamowitego dnia – dnia Życia Bez Ograniczeń. W rzędzie przed sobą widziałem wiele osób na wózkach inwalidzkich. Oni są tu głównie dla Nicka.
W końcu się zaczęło. Naczelny prezenter – Piotr Szwedes, w towarzystwie pomysłodawcy i organizatora Łukasza Milewskiego krótko po 10:00 ogłosili “godzinę zero”.
Mówców było dziesięciu, każdy z nich opowiedział swoją własną historię. Każda była inna ale każda nieść miała ważne przesłanie, ideę, motywację.
Kilka z tych opowieści chcę teraz opisać…
ŁUKASZ MILEWSKI
Pomysłodawca i organizator wydarzenia. Wraz z życiową partnerką, Barbarą Wrzosek oraz ich firmą Milewski & Partnerzy, idzie przez świat napędzany marzeniami, przy aplauzie krytyki, niewiary a nawet zawiści innych udowadniając, że wiara przenosi góry i dokonując rzeczy pozornie niemożliwych, jak niedawne sprowadzenie do Polski Tony’ego Robbinsa czy teraz Nicka Vujicica.
“Wielkie marzenia zawsze rodzą się w sercu, nie w umyśle.”
Jego historia opowiedziana ze sceny to historia człowieka, który miał Wielkie Marzenie: zmienić świat, wnieść wartość, nieść nadzieję. I historia drogi, którą przeszedł, by te marzenia spełniać, wbrew wszechobecnym podszeptom, “dobrym radom” i ściągającym w dół cynicznym niewiercom:
“To się nie uda!”, “Niemożliwe!”, “Nie w tym kraju!”.
A jednak! W tym kraju się da! W tym kraju tworzy się właśnie nowe pokolenie Polaków, którzy mają dość negatywnego myślenia, złego spadku przeszłości, którzy odrzucają niemoc, chcą działać, chcą się rozwijać, chcą pomagać innym… Widziałem na stadionie tę dumę i te wolę i wiem, że Łukasz Milewski niesie wartość nie tylko nam, ludziom ale również nam, Polakom.
Jeszcze nie skończyli sprzątać stadionu, jeszcze grzeją nas świeże emocje a Łukasz już zapowiada drugą edycję Życia Bez Ograniczeń 🙂 I jak tego człowieka nie kochać…?
“Ta historia nigdy nie będzie miała końca.”
Dziękuję Ci Łukaszu!
MAGDALENA MALICKA
Pierwsza (i niestety jedyna) kobieta – prelegent Życia Bez Ograniczeń. Czekałem na to wystąpienie z niecierpliwością.
Magdalena Malicka przeszła długą i wyboistą drogę, by stać się tym, kim jest teraz. Imponujące wykształcenie, 20 lat pracy w międzynarodowych strukturach korporacyjnych, w wieku 35 lat została pierwszą kobietą – Prezesem Zarządu w wydawnictwie należącym do jednego z największych światowych holdingów mediowych – Bertelsmann. Kilka lat temu uznana została za jedną z najbardziej wpływowych kobiet w Polsce. (!)
Tyle mogłem wyczytać z oficjalnych notek biograficznych. Można pomyśleć: “american dream” w polskich realiach, w dodatku z udziałem kobiety na pierwszym planie. Moja ciekawość sięgała jednak dalej. Zastanawiałem się, jak Pani Magda osiągnęła ten sukces. I jaka była jego cena.
Kobiety są świetnymi przywódcami i w stresowych sytuacjach radzą sobie niejednokrotnie lepiej, niż faceci. Sukces kobiety zawsze ma jednak swoją specyficzną przeciwwagę w kosztach, które trzeba zapłacić. Kobieta osiąga sukces w nieco odmiennych okolicznościach, niż mężczyźni. Sama ambicja, inteligencja i zdolności nie wystarczą. Towarzyszą im stereotypy, uprzedzenia, społeczne niedogodności, które trzeba przezwyciężyć.
Opowieść Pani Magdy była brutalna. Jej życie, straty najbliższych, śmierć matki, konflikt z bratem, szukanie własnego miejsca, powstanie, spektakularny sukces i w końcu…
… stwierdzenie, że nie jest szczęśliwa.
Jedna z najbardziej wpływowych kobiet w Polsce miała problemy z sobą. Spora nadwaga (120 kg), konflikt wartości i samotność.
Dlatego pewnego dnia zdecydowała się to zmienić, zadbać o siebie. Znalazła coach’a, mentora.
Jego pierwsze pytanie naprowadzające skwitowała siarczyście, wulgarnie, po męsku.
(Próbę odtworzenia tego dialogu słyszeliśmy ze sceny – bardzo sugestywne, oddające ówczesny stan emocji Pani Magdy, powtarzał nie będę.)
Zrezygnowała z pracy. Opuściła swoją strefę komfortu, wśród niedowierzania wszystkich wokół.
Zrzuciła 50 kilo, odtworzyła swoje prawdziwe wartości. Teraz pomaga innym.
Moja żona powtarza, że kobiety mają coś takiego w swojej naturze, że zawsze muszą przygotować się do każdego zadania z wyprzedzeniem i w 110%. Sam widzę, jak szlifuje każdą swoja pracę.
Wystąpienie Magdaleny Malickiej było tego potwierdzeniem: świetne przygotowanie, dopracowany warsztat, perfekcyjne wystąpienie, pięknie opowiedziana osobista opowieść, kobiece zakończenie… Chętnym dowiedzieć się więcej polecam stronę Pani Magdy pod tym linkiem.
Sam zerknąłem… 🙂
LES BROWN
Ten ma gadane…
Les Brown nazywany jest legendarnym mówcą motywacyjnym, jednym z 3 najlepszych na świecie. Występował na stadionach, liczących nawet 80 tysięcy ludzi (w Poznaniu było ponad 25 tysięcy).
Jest taka metafora, którą wygłasza zwykle pod koniec swoich wystąpień.
Pogrzeb. Twój. A na ten pogrzeb przybywają twoje niespełnione marzenia i niewykorzystane talenty i mówią do ciebie: “Gdzie byłeś, gdy cię potrzebowaliśmy?”
Nie wiem, czy na pogrzebie Lesa pojawi się wiele niewykorzystanych talentów. Na pewno nie będzie tych jego największych: Talentu Przemawiania, Talentu Motywowania, Talentu Opowiadania Historii oraz Zjednywania Ludzi. Lesa Browna nie da się po prostu nie lubić, ma w sobie ciepło, sympatię, porażający śmiech i opowieści, które za nim stoją.
OPOWIEŚĆ O MATCE
Jego Matka nie była jego biologiczną matką, został adoptowany, razem ze swoim bratem bliźniakiem i pięciorgiem innych dzieci. Żeby utrzymać tak liczną gromadkę, pracowała posługując w domu innych ludzi. Łatwo nie było. Mały Leslie powiedział kiedyś do swojej mamy:
“Mamo, kiedy dorosnę, kupię Ci taki duży dom. Nie będziesz w nim posługiwać ale będziesz w nim mieszkać.”
OPOWIEŚĆ O DWÓCH BRACIACH BLIŹNIAKACH
Brat Lesa uznawany był w szkole za “tego mądrego”, sam Leslie natomiast, za głupiego.
Pewnego dnia, podczas lekcji, nauczyciel poprosił go o wykonanie zadania. Klasa zamilkła, włącznie z nim samym.
“Co jest?” – pyta nauczyciel.
“Psze Pana, pyta pan niewłaściwego Browna, to Les, ten głupi.” – w końcu ktoś z klasy odpowiedział.
“Czy to prawda?” – belfer zwrócił się do Lesa.
Les pokiwał głową. Nauczyciel zwrócił się do niego:
“Nigdy, przenigdy nie daj sobie wmówić czegoś takiego, tylko dlatego, ze inni tak sądzą!”
Myślę, że to był jeden z ważnych punktów zwrotnych w jego życiu. Czasami w naszym życiu też pojawiają się ludzie lub sytuacje, które pomagają nam spojrzeć na nas samych inaczej lub wręcz obudzić w nas bunt. Niektóre złe / przykre sytuacje przynoszą nam dobre konsekwencje.
Zawsze zrywaj etykiety, którymi oznaczają cię inni. One nie są twoje.
OPOWIEŚĆ O ŁUKASZU
Tę opowieść opowiedział sam Łukasz Milewski, zaproszony nagle na scenę przez Browna.
Po tragicznej śmierci Matki Łukasza, ten pogrążył się w bólu i bezczynności.
“Przez długie miesiące byłem jak warzywo.” – mówił – “W pewnym momencie mój znajomy podrzucił mi nagrania z wystąpieniami Lesa Browna. Słuchałem ich z przejęciem, to one pomogły mi wstać i zacząć znów marzyć. Wtedy zrodziło się we mnie marzenie, żeby sprowadzić Lesa do Polski.”
Jak widać, marzenie zostało spełnione już po raz drugi (poprzednio w 2013 na NAC).
Jest jeszcze wiele opowieści Lesa Browna, wartych poznania. Zachęcam was do wysłuchania ich osobiście, gdyż żywię głęboką nadzieję, że Leslie do Polski jeszcze nie raz zawita.
EPILOG
Les Brown kupił w końcu swojej Matce dom, jak to sobie wymarzył, będąc dzieckiem (zapomniał o tym powiedzieć w Poznaniu ale, na szczęście, znam finał tej historii z NAC, więc opowiem).
Ponoć, nic jej nie mówiąc, zakupił dużą posesję i pewnego dnia, obwożąc ją po mieście, zatrzymał się nagle przy jednej z rezydencji, mówiąc:
“Choć Mamo, zobaczymy, kto tu mieszka.”
Zmieszana, schorowana i podstarzała już Matka, podeszła z nim nieśmiało i przed drzwiami domu otrzymała od syna klucze, ze słowami:
“Lady Rockefeller, ten dom należy do Pani!”
ŁUKASZ JAKÓBIAK
Parafrazując pewne popularne sformułowanie, Łukasz Jakóbiak to po prostu chłopak z sąsiedztwa. Mógłbyś go mieć za sąsiada obok twojego domu lub, co trafniejsze, sąsiadować w bloku z jego kawalerką o powierzchni 20 metrów kwadratowych.
Tylko wówczas zapomnij o spokoju. Musisz się przyzwyczaić do nalotu na jego mieszkanie gwiazd, celebrytów i towarzyszących im paparazzi, czyli “dziennikarzy inaczej”.
Czasami bywa gorzej – jego (a więc zapewne i twoje) mieszkanie odwiedzić może nieoczekiwanie Biuro Ochrony Rządu. Już wyjaśniam, o co chodzi.
Łukasz Jakóbiak jest “jutjuberem”, na swoim kanale YouTube publikuje regularnie wywiady z osobami show-biznesu, sportowcami czy po prostu ludźmi wartymi tego, by z nimi pogadać i podzielić się tą rozmową z innymi, czyli z nami.
Wywiady kręcone są telefonem komórkowym, w kawalerce Łukasza, stąd nazwa “20 metrów kwadratowych Łukasza”.
Ostatnio udało mu się zaprosić do kawalerki obecnie urzędującego Prezydenta RP, co skierowało na Jego ducha Bogu winną głowę gromy hejtów z każdego zakątka kraju i świata. W reakcji na to, opisałem wówczas w komentarzu wywiadu UTOPIJNE MARZENIE HEJTERA:
“Ja wiem, Jakóbiak nas nie hejtuje. Ale my go tak długo będziemy hejtować, aż on nas w końcu też kiedyś zhejtuje.”
Łukasz już dawno prześcignął swój image YT-mana. Rozwija się, prowadzi prestiżowe prelekcje i kieruje się w stronę mówcy motywacyjnego. Nie dziwota, skoro ma tyle do opowiedzenia w kwestii przekraczania barier, uporczywego osiągania celów i udowadniania, że się da!
Da się zrobić program z udziałem największych gwiazd, da się odwiedzić posesję Versace bez zaproszenia, da się zagrać w filmie u boku Stevena Seagala… Wszystko się da, trzeba tylko mieć odpowiednio dużą wyobraźnię.
Nie opisuję wystąpienia Łukasza w szczegółach, bo wiele z Jego osiągnięć można obejrzeć w Internecie a wystąpienie w Poznaniu było po części powtórką tych prezentacji (to absolutnie nie jest zarzut, wysłuchanie opowieści Łukasza było wielką przyjemnością i niosło z sobą potężny ładunek energii i dużą motywację).
Pod koniec wystąpienia cały stadion został poproszony o współudział w realizacji jego kolejnego marzenia: udziału w popularnym talk show w USA. Wystarczyło, żeby na sygnał wszyscy na stadionie zrobili mu fotę do selfie w tle i wysłali mu “flasha” (czyli sfotografowali z włączoną lampą błyskową).
I Ty wyślij “flasha” do Łukasza, bo ten gość na to zasługuje 🙂
JAKUB B. BĄCZEK
Trener mentalny kadry narodowej siatkarzy, czyli nasz Mistrz Świata!
O czym nie wiedziałem to to, że jest On również przedsiębiorcą, podróżnikiem, pisarzem i mówcą.
Jakub występował jako ostatni prelegent przed Główną Gwiazdą Dnia, czyli Nickiem Vujicicem ale słowo “support” byłoby dla niego krzywdzące, gdyż podarował on zgromadzonym na stadionie widzom wielką wartość, opowieść zaiste cenną, zakończoną sugestywnym “treningiem mentalnym”, który dla mnie, sceptyka i przeciwnika każdej publicznej formy manipulacji, był jednak do przyjęcia. Określiłbym ten akt jako niezwykle subtelny acz, w niektórych indywidualnych uwarunkowaniach, skuteczny.
Opowieść Jakuba opierała się na Jego doświadczeniach w prowadzeniu naszej kadry siatkarskiej. Historię losowania przeciwników do ćwierćfinału mistrzostw zaliczyć należy do najbardziej dramatycznych przeżyć – otrzymaliśmy wówczas dwie drużyny “non grata”, dwa najmocniejsze zespoły na świecie. Samo to mogło zdołować, co znalazło potwierdzenie w kuluarowych reakcjach werbalnych polskiego teamu. Była to mentalna przeszkoda nr 1.
Drugim utrudnieniem była reakcja naszych kochanych mediów, szerzących wszem i wobec, zanim jeszcze nasza drużyna postawiła pierwszy krok na hali meczowej, wyrok w sprawie zaistniałego status quo, a brzmiał on:
“Grupa Śmierci!”
Czujecie, jak to działa? Jak bardzo sugestywne (i demotywujące) mogą być takie mentalne oddziaływania, przez jedną tylko odpowiednio użytą przenośnię?
Co zrobił w tej sytuacji Jakub Bączek? Odwrócił brzmienie a zatem i skojarzenie tego werbalnego zwrotu. Tuż przed pierwszym treningiem zmienił nazwę grupy przeciwników z “Grupa Śmierci” na “Grupa Śmierdzi”, sugerując, że nie zmieniają oni zbyt często podkoszulków podczas gry. W ten sposób podmienił negatywny wzorzec, wnosząc, cóż, nieco śmiechu w każdy następny podtekst i skojarzenie z rzekomo niepokonanymi przeciwnikami.
Czy to pomogło? Pomogło. Samo skojarzenie nie wygrało meczu ale było właściwym wkładem w zwycięstwo naszej drużyny.
Polubiłem Jakuba również za inną grę słowną, którą przekazał ze sceny. Brzmi ona tak:
“MARZENIA SIĘ NIE SPEŁNIAJĄ. MARZENIA SIĘ SPEŁNIA.”
Wyrazy szacunku Jakubie, wysłuchanie Cię było honorem i wielką przyjemnością.
Łączę się z Tobą w równie głębokim ukłonie, jakim i Ty dziękowałeś publiczności po zakończonej prelekcji.
NICK VUJICIC
Przy dźwiękach piosenki “Heal the world” Michaela Jacksona na scenę wkroczył Nicholas James Vujicic, czyli oczekiwany przez wszystkich Nick.
Można było powiedzieć, że wszedł dostojnym krokiem. W jego postawie był spokój, skupienie, twarz promieniała radością a gdybym miał opisać najcelniej wrażenie, jakie we mnie powstało, gdy na trybunie pojawił się Nick, było to… uduchowienie.
Pod sceną się zakotłowało. Mówca Wieczoru pokazał wielkie doświadczenie, stanowczo i skutecznie prosząc o porządek i pozwolenie innym na spokojne uczestniczenie w prelekcji.
W Internecie można znaleźć wiele relacji wideo z jego wystąpień. Zobaczenie go na żywo jest bezcennym doświadczeniem. Nie dziwię się, że mówi się o nim jako o jednym z najbardziej inspirujących ludzi chodzących po ziemi, człowiekiem, który zmienia życie innych, niejednokrotnie nawet ratuje ich życie.
Jest świetnym mówcą motywacyjnym. Widzieliśmy na scenie dzisiejszego Nicka, AD 2015 ale jego opowieść traktowała o tym, jaką drogę przeszedł od urodzenia do teraz.
Jednego dnia młodego Nicka, czekającego na odebranie go ze szkoły, zaczepił sprzątający tam mężczyzna. Zaczęli rozmawiać o życiu, zainteresowaniach, pasjach. W pewnej chwili mężczyzna powiedział:
“Nick, powinieneś zostać mówcą.”
Myśl ta, choć z pozoru niedorzeczna, zakiełkowała w umyśle i przerodziła się w marzenie a z marzenia stała się planem, realizowanym po wielu nieudanych próbach. Pierwsze przemówienie udało się zorganizować po 53 odmowach i odbyło się przy skromnej grupie ludzi.
Jakiś czas potem, kiedy Nick miał już za sobą kilka wystąpień, matka zapytała go:
“Nicholas, jak to jest, że po twoich przemówieniach ty wracasz do domu uśmiechnięty a inni płaczą?”
Taki jest czar tego małego Wielkiego Człowieka. Daje ludziom inspirację, siłę, nadzieję, wzrusza…
Nick Vujicic ma niesamowite poczucie humoru. Jednym z jego ulubionych żartów jest ukrycie się w samolotowym schowku na bagaże i przywitanie zaskoczonej osoby, która go otwiera, słowami:
“Przepraszam, nie słyszałem, że Pan pukał.”
Nick potrafi od razu nawiązać świetny kontakt z publicznością. Często i z ochotą pytał tłumacza o polskie wyrażenia jakichś zwrotów i powtórzenie ich nie sprawiało mu większych trudności (cóż, słowiańskie korzenie… 😉 ).
Półtoragodzinne wystąpienie minęło, zanim się zorientowałem, myślę, że inni też mieli niedosyt i chcieliby więcej.
Co nowego usłyszałem ze sceny?
Pierwszą rzeczą była informacja, że urodziny drugiego dziecka Nicka i Kanae (będzie chłopak) planowane jest na sierpień tego roku a jego żona już myśli o trzecim [wielkie brawa od publiczności, nie po raz pierwszy i ostatni zresztą].
Dowiedziałem się też o nowym wielkim marzeniu Nicka Vujicica. Chce on stworzyć nową globalną akcję, w formie portalu społecznościowego, o docelowej liczbie 400 milionów uczestników, z których każdy będzie w stanie podarować dziennie jednego dolara na rzecz fundacji. Zebrana w ten sposób suma będzie przeznaczana najbardziej potrzebującym.
Trzecią radosną informacją była zapowiedź:
“Jestem po raz pierwszy w Polsce ale nie po raz ostatni.”
Nick spotkał się jeszcze w kuluarach z uczestnikami na wózkach inwalidzkich. Z późniejszych relacji wiem, że otrzymał on w prezencie m.in. “własnoręcznie” namalowane obrazy od chłopaka bez kończyn. Inna uczestniczka na wózku powiedziała mu, że jego książka uratowała jej życie przed planowanym samobójstwem.
:: :: ::
Na zakończenie dnia, Łukasz Milewski i Jego Partnerzy zafundowali nam miłą niespodziankę. Z telebimów zobaczyliśmy świeżo zmontowane wideo – streszczenie wydarzeń z dzisiejszego dnia, które, za pozwoleniem i dzięki uprzejmości wykonawcy tego filmu, firmy HIGHMOV, umieszczam poniżej. Świetna robota, podziwiam szczególnie to, jak szybko i profesjonalnie to wideo zostało zmontowane.
Drogę powrotną przez Lasek Marceliński, podobnie jak nocną jazdę powrotną do domu, wypełniły moją głowę myśli i refleksje.
W kontekście opowieści, które usłyszałem, szczególne znaczenie miało jedno ze stwierdzeń Nicka, rzucone w którymś momencie ze sceny:
“Money is nothing!”
To był dobrze spełniony dzień. Dzień Życia Bez Ograniczeń.
Włodzimierz Cieślar
Najnowsze komentarze